Parafia p.w. NMP

Matki Kościoła
w Chojnie

Parafia p.w. NMP
Matki Kościoła
w Chojnie

Trzęsacz 2023 – wartościowy nadmorski wypoczynek

Podróż i wypoczynek


Po covidowej przerwie powraca do naszej parafii tradycja wspólnych, letnich i zimowych wyjazdów wakacyjnych. W tym roku naszym letnim celem jest ponownie nadmorski Trzęsacz.
Ruszamy w trasę dużym, wygodnym, trójosiowym autokarem marki Mercedes. Z Chojny kierujemy się na Gryfino. Po dotarciu do trasy szybkiego ruchu po lewej ręce zostawiamy Szczecin, mijamy Goleniów po prawej i przed Kamieniem Pomorskim stajemy na krótki postój. W sumie po nieco ponad dwóch godzinach podróży jesteśmy na miejscu.
A dokładniej przed bramą Młodzieżowego Ośrodka Wypoczynkowego Centrum Edukacyjne Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej w Trzęsaczu.
Mamy tu do dyspozycji ładnie zagospodarowany teren; zielony, wysiany trawą, obsadzony kwiatami, krzewami i drzewami, które równym szeregiem osłaniają ośrodek także od zewnątrz. Pod dachem drzew jest tu cicho, bezpiecznie i przyjemnie, dzieci mają gdzie hasać, zaś dorośli mogą wypoczywać na tarasach schludnych, drewnianych domków letniskowych. Mamy w tym roku szczęście – praktycznie nie istnieje problem komarów.
Roztasowujemy się w jednym miejscu, w grupie jednakowych domków. Są przestronne, czyste i wygodne, mają po dwie sypialnie 3 i 2-osobowe a także przedpokoik, łazienkę z prysznicem i taras.
Grupa nasza składa się z dorosłych, dzieci i młodzieży. Najmłodszy uczestnik liczy 7 lat, najstarsi ponad siedemdziesiąt. To jednak w niczym nie przeszkadza, ponieważ wszyscy otrzymują nocleg dostosowany do potrzeb. Chłopcy mają swój domek, starsze dziewczęta swój, dziewczęta młodsze oraz panie seniorki zamieszkują w kolejnym, rodziny i panowie opiekunowie także zajmują osobne domki. Każdy ma zapewniony wygodny pobyt i strefę prywatności.
Godzina pobudki każdego dnia determinowana jest godziną śniadania, którą ustalamy w trybie wakacyjnym na 8.30. Poprzedzone śpiewaną modlitwą, rozpoczynamy je w estetycznej, czystej stołówce.
Jedzenie jest smaczne i zdrowe, zupełnie jak w domu i jest go pod dostatkiem, wedle uznania i pojemności żołądka. Obiad składa się zawsze z dwóch serwowanych solidnych dań i kompotu, zaś śniadania i kolacje podaje się w porządku szwedzkiego stołu. Każdy wybiera i spożywa to, co lubi – serdelki lub kiełbaski na ciepło, jajecznicę, jajka, wędliny, nabiał, sery, owoce, warzywa, surówki, owoce, sałatki, naleśniki, dania na słodko, pachnące, świeże pieczywo, kawę, herbatę, mleko etc. Menu jest zróżnicowane i naprawdę smakowite.
Trzeba to w końcu powiedzieć: pogoda nam nie dopisuje. Spośród wszystkich dni spędzonych nad morzem tylko jeden nie jest deszczowy, pozostałe to ciągła mżawka, regularny deszcz, niekiedy nawet ulewa. Pogoda jest zmienna i wietrzna, kłębiaste chmury przesuwają się nieustannie po niebie, czasem całkiem je zasnuwając, a czasem odsłaniając na chwilę kawałek czystego błękitu. Trudno zaplanować wędrówkę czy spacer bez zabrania parasola i przeciwdeszczowej wiatrówki. Nie jest zimno, jednak niemożność korzystania w środku lata z uroków morza jest cokolwiek frustrująca. Nad strzeżoną plażą powiewa czarna flaga.
Gdy pojawia się wreszcie jeden bezchmurny dzień wykorzystujemy go natychmiast na kąpiele w morzu. Po śniadaniu grupa dzieci i dorosłych, w pobliżu wieżyczki ratownika i pod jego okiem, rozpoczyna długo wyczekiwane zabawy wśród morskich fal, budowę piaskowych zamków, kąpiel słoneczną.
Morze jest w tym miejscu spokojne. Długa, szeroka i piaszczysta plaża ciągnie się na kilka kilometrów i zabezpieczona jest kilkunastoma łamaczami fal wykonanymi z powbijanych w dno morskie solidnych drewnianych bali. Brzeg obniża się tu szeroko i łagodnie, można bezpiecznie wejść na kilkadziesiąt metrów w przestrzeń wody mając jej po pas.
Jest jeszcze jeden dzień, kiedy przez chmury prześwieca słońce, ale ze względu na silny wiatr i tzw. prądy wsteczne, które mogą śmiałka wessać i wypchnąć na otwarte morze, nad wieżyczką ratownika znowu zawisa czarna flaga i obowiązuje zakaz pływania. Jedynie siedząc na brzegu można wymoczyć się i pochlapać w morskiej wodzie. Dobre i to.
Jeśli ktoś jednak myśli, że z powodu nienajlepszej pogody nudzimy się, jest w błędzie.

 

Zajęcia


Codzienny „rozkład jazdy”, czyli nasz harmonogram zajęć to oczywiście posiłki o stałych porach: śniadanie – 8.30, obiad – 14.00, kolacja – 18.00.
Każdego dnia o godz. 19.00 odbywa się też Msza Święta w kościele parafialnym pw. Miłosierdzia Bożego w Trzęsaczu, znajdującym się od naszych domków jakieś 100 metrów w linii prostej. Codzienna obecność na mszy nie jest dla uczestników wyjazdu obowiązkowa, ale kto chce uczestniczyć w Eucharystii i przyjąć komunię, ten ma taką możliwość.
Poza tym każdego dnia odbywają się dwa rodzaje stałych zajęć. Pierwsze to prowadzone przez ks. Andrzeja Galanta dla chłopców i p. Monikę Jakubiszyn dla dziewcząt zajęcia formacyjne o zróżnicowanej, ciekawej tematyce.
Drugi rodzaj zajęć to muzyczne warsztaty prowadzone przez p. Sławomira Błęckiego i p. Marka Jakubiszyna. Poznajemy na nich i śpiewamy z akompaniamentem gitary i organów elektrycznych pieśni z naszego parafialnego śpiewnika. Muzykować mogą wszyscy, bez podziału na płeć i grupy wiekowe. Jak bowiem wiadomo za św. Augustynem – kto śpiewa, dwa razy się modli.
Zajęcia pozwalają nam owocnie spędzić czas, szczególnie wtedy, gdy deszcz zmusza nas do pozostawania pod dachem. Mamy w ośrodku do dyspozycji przestronną salę świetlicy, gdzie mieści się kilkadziesiąt krzeseł wraz ze stołami i pomocami dydaktycznymi. Mamy klucze i możemy z niej korzystać o każdej porze. To tu odbywają się zajęcia warsztatowe, a także niespodzianki.
Jedną z nich jest występ prestidigitatora, magika-iluzjonisty. Podziwiamy jego profesjonalizm i sprawność, z jaką dokonuje swoich magicznych sztuczek. Ponad godzinny program jest zabawny i przynosi nam dużą dawkę uśmiechu.

 

Wycieczki


Główne atrakcje, gdy nie można się kąpać, to jednak zaplanowane spacery i wycieczki po tym pięknym skrawku polskiego wybrzeża.
Pierwszego dnia kierujemy się pieszo z Trzęsacza do Rewala – to niespełna kilometr na wschód. W trakcie wędrówki wzdłuż klifu, z wysokości kilkunastu metrów podziwiamy morze ukazujące się tu i ówdzie spomiędzy drzew, poznajemy okolicę, topografię miejscowości, ulice, skwery, robimy zakupy w markecie, zaznajamiamy się i oswajamy z miejscem.
W Rewalu, na głównym placu zwanym Placem Wielorybów (w jego centrum znajdują się dwa wieloryby przedstawione przez artystę pod postacią metalowej konstrukcji kośćca, do której wnętrza można wejść niczym biblijny Jonasz) jemy lody, biegamy, bawimy się, zaglądamy do sklepów z pamiątkami, przysiadamy w kawiarenkach. Jest tu wielu turystów, w tym zza granicy i pomimo dżdżystej pogody po deptaku przechadza się spory tłumek.
Tego samego dnia po powrocie z Rewala, po południu i obiedzie wybieramy się na główny deptak, tym razem trzęsacki. Jest mniejszy niż rewalski, ale też bardzo ładny i estetyczny, kończący się pomnikiem syrenki i słynnymi ruinami gotyckiego kościoła, z których pozostała już tylko część południowej ściany. Reszta runęła w dół klifu, mimo że w XIV wieku, gdy kościół budowano, znajdował się on pośrodku wsi, o 2 kilometry od morskiego brzegu.
Przedłużeniem deptaka jest duża metalowa konstrukcja – pomost widokowy z jednej strony oparty o klif, na którym znajduje się miasteczko, z drugiej zaś wbijający się w plażę na słupach i zawisający kilkanaście metrów nad nią.
Trzęsacki deptak staje się dla nas miejscem, które odwiedzamy codziennie, czy to w drodze na plażę, czy w poszukiwaniu lodów, deserów, pamiątek, automatów do gry lub przekąsek, np. gigantycznych frytek w kształcie świdra na patyku, wykonanych z jednego całego ziemniaka.
Kolejny dzień to ponownie trasa piesza, tym razem w przeciwną stronę, na zachód, do niewielkiego Pustkowa. W Parku Przyjaciół Pustkowa odpoczywamy, oglądamy liczne pamiątki i pomniki. Znajduje się tu min. replika metalowego krzyża widniejącego na Giewoncie, przy czym krzyż w Pustkowie jest nieco większy niż oryginał. To o nim św. Jan Paweł II mówił: „dziękowałem Bogu za to, że wasi przodkowie na Giewoncie wznieśli krzyż. Ten krzyż patrzy na całą Polskę, od Tatr aż do Bałtyku. I ten krzyż mówi całej Polsce: Sursum corda – W górę serca!”
Z Pustkowa powracamy do Trzęsacza nadmorską plażą, zdejmujemy obuwie i obmywamy stopy w słonej morskiej wodzie, chłonąc powietrze wypełnione jodem i delikatną mżawką.
W ciągu następnych dni odwiedzamy Muzeon – Multimedialne Muzeum w Trzęsaczu. Ekspozycja w tym niewielkim muzeum jest przygotowana w taki sposób, że ruchomy obraz, dźwięk i informacja wprowadzają cię w historię morza i miasteczka. Dowiadujesz się wielu ciekawych szczegółów o życiu kościoła, którego pozostałości górują nad klifem. Abrazja – to zjawisko podmywania wysokiego wybrzeża przez fale morskie, to ono zniszczyło gotycką ceglana nawę Św. Mikołaja.
Wyruszamy też w podróż do Niechorza. Tym razem nie pieszo, bo dzieli nas od tej miejscowości 7 kilometrów, a ciuchcią. Jest to ciągnik z dwoma wagonami poruszający się po ulicy, ale wystylizowany na westernowy pociąg obsługiwany przez sympatycznych kowbojów i kowbojkę, z którymi robimy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Ciuchcia podwozi nas do centrum miasteczka. Stąd kierujemy się pieszo do latarni morskiej i Motylarni.
Wchodzimy do hali wypełnionej ciepłym, podzwrotnikowym powietrzem, gdzie swobodnie i majestatycznie latają roje wielkich, różnobarwnych motyli. Słuchamy interesującego wykładu o życiu tych niezwykłych stworzeń, podziwiamy ich urodę i wdzięk. Nie dotykamy ich, bo dzięki sympatycznej przewodniczce wiemy już, że są wyjątkowo delikatne. Bierzemy udział w konkursie wiedzy o motylach, otrzymujemy nagrody, zaopatrujemy w pamiątki, a następnie ruszamy na spacer po Niechorzu.
Nie może się taki spacer skończyć inaczej niż lodami, zakupami pamiątek, pleceniem kolorowych warkoczyków, odwiedzinami w salonach gier czy też odpoczynkiem w kawiarenkach.
O umówionej godzinie udajemy się na przystanek autobusowy, skąd zabiera nas ponownie przybyła z serca Dzikiego Zachodu kowbojska ciuchcia. W rytmie muzyki country ruszamy w drogę powrotną do Trzęsacza – z głośników płynie refren: „Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy”.
Po powrocie opychamy się pyszną kolacją i po wieczornych warsztatach muzycznych udajemy jeszcze na trzęsacki pomost widokowy, by podziwiać malowniczy zachód słońca. Robimy zdjęcia a potem mamy czas wolny, czas dla siebie.
Odwiedzamy się w naszych domkach, bawimy, biegamy, dokazujemy. Dorośli wylegają na tarasiki, rozmawiają. Młodzież wybiera się jeszcze na podwieczorny spacer po trzęsackim deptaku.
Zachodzące słońce kończy dzień przyjemną ciszą, drzewa szumią nam nad głowami, uspokajają myśli.
Tydzień nad morzem mija szybko. Zaledwie zdążyliśmy się rozejrzeć i rozochocić w nadmorskim wypoczynku, a już trzeba wracać.
Rano podjeżdża nasz trzyosiowy autokar, którym bezpiecznie dojeżdżamy do Chojny.
Kolejny wyjazd już zimą, tym razem do Murzasichla, w Tatry na narty.
Do zobaczenia!

Autor: Sławomir Błęcki